Nie wszyscy listowicze byli w Rabce (szkoda!) i niestety ta część musi nadal poczekać na opisy wrażeń, fotki itp. Ja tu nie będę pisał jak w ogóle było i jak się bawiłem, tylko skupię się raczej na swoich doświadczeniach jako pana Tik-Taka, czyli człowieka pilnującego żeby wszystko odbyło się na czas.
***
Sam już nie pamiętam jak to się stało, że się tym zająłem. Nie brałem udziału w żadnych przygotowaniach i miałem być zwykłym uczestnikiem, ale od pierwszych wykładów zacząłem samorzutnie kontrolować prelegentów, żeby się streszczali. Obawiałem się, że inaczej wszystko się strasznie obsunie, a poza tym miałem za sobą właśnie wprawę w koordynacji pracy zespołu na Wolnych Podręcznikach, więc chyba dlatego. Nikt się nie buntował, a prowadzący rzeczywiście reagowali i niezbyt wiele przekraczali swoje limity, więc w końcu pilnowałem wszystkiego, o czym tylko wiedziałem gdzie i o której godzinie ma się zacząć, ile ma trwać itp.
Innymi słowy zrobiłem na żywo klasyczne działanie w trybie "wiki": wszedłem w to z marszu mimo, że nikt mnie o to nie prosił, ani ja się nie zapytałem czy mogę, tylko robiłem co uważałem za sensowne. I muszę przyznać, że poczułem się ogromnie zaskoczony, bo nie dość że wykładowcy reagowali bez większych problemów, to jeszcze uczestnicy przyjmowali wszystko tak samo naturalnie, choć czasem byli zaskakiwani zmianami.
W efekcie nie czułem się jak kierownik przedszkola ani jak kapral, tylko tak samo jak na projektach Wikimediów:
* ja tylko informuję i proszę, ale nie mam żadnej władzy egzekwowania poza tym, czyli nie korzystam z hierarchii, a prostej współpracy
* nie ma dla mnie większego znaczenia, czy jestem nadal uczestnikiem czy już organizatorem, czyli nawet nie potrzeba wyraźnego podziału ról
* staram się mówić w miejscu publicznym i wyraźnie, ale nie sprawdzam, czy rzeczywiście wszyscy to usłyszeli
* wszystko dzieje się na bieżąco, pilnuję tylko tego, co samo się nasuwa, czyli nie ogarniam całej imprezy
Podobieństwa moim zdaniem bardzo wyraźne.
Trochę żałuję, że nie zastanowiłem się w którejś chwili nad tym, żeby jednak przejrzeć plan do końca i zapytać o szczegóły kogoś z organizatorów. W ten sposób uniknęlibyśmy niespodzianki, że w drukowanym planie był obiad niedzielny, chociaż wcale go nie miało tam być. Ogłaszałem to dopiero w sobotę wieczorem i całkiem prawdopodobne, że komuś to skomplikowało szyki wyjazdowe.
Jednak taki prowizoryczny system ogólnie zadziałał, bo np. zebranie do zbiorowej fotografii ogłaszałem dosłownie kilka minut przedtem, choć w planie miało być sporo później, i na oko prawie wszyscy dotarli.
Przez cały czas nie zamierzałem na nikogo krzyczeć ani się złościć i to się udało - chyba tylko raz podniosłem głos, żeby powstrzymać kogoś, kto też głośno mówił w tym samym czasie. To świetna wiadomość, bo to znaczy, że w odpowiednich warunkach koordynacją mogą się zajmować ludzie bez skłonności do agresji i wymuszania - wystarczy lekka obsesja dokładności. =}
***
Z technicznych uwag: chyba najlepiej się sprawdzała metoda informowania prelegenta o tym, że ma jeszcze 10 minut, a potem jeszcze raz danie znaku w ostatniej minucie - albo sportowym "T", albo wyczekując aż weźmie oddech i wtedy wtrącając szybko, że "jeszcze tylko ostatni slajd albo 3 zdania podsumowania". 5 minut nie wystarcza żeby wyhamować, 10 minut pozwala jeszcze coś powiedzieć z sensem nie ucinając i przygotować się psychicznie na to, że drugi znak to już naprawdę koniec.
Przyjąłem za pewnik, że każdy prelegent przedłuży swój zaplanowany czas. Zwykle albo dlatego, że zaczyna opowiadać wszystko co wie, albo wywiązuje się dyskusja. I faktycznie najczęściej przekraczali. W tej sytuacji świetną rzeczą okazały się przerwy na kawę - dbałem tylko o to, żeby były, choćby zamiast 30 minut miały trwać 5, bo nie można siedzieć bez przerwy. Prelegenci zresztą proponowali też sami, żeby pod koniec po prostu swobodnie podchodzić do stolików z napojami.
Jeden z wykładów - ten o interwiki - całkiem wypadł, robiąc nieco miejsca dla innych, ale do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy co się stało (nadal nie wiem dlaczego prelegent nawet nie dotarł) i tę decyzję podejmowałem w ciemno. Stąd rada dla komitetu organizacyjnego, żeby w miarę możliwości brać do wszystkich prelegentów bezpośredni kontakt, najlepiej telefoniczny.
Sądząc po reakcjach wydaje mi się, że ta prosta robota pilnowania czasu i informowania uczestników o wszelkich zmianach jest faktycznie potrzebna. Być może warto następnym razem z góry kogoś o to poprosić. Najlepiej jeśli będzie to ktoś, kto nie będzie nastawiony na słuchanie wykładów, bo ustalanie i zerkanie na zegarek nie pozwoliły mi w spokoju posłuchać wszystkiego co mnie interesowało.
***
Moje wnioski nie całkiem związane z rolą: wydaje mi się, że było za mało czasu na swobodne kontakty, odpoczynek, pewnie też na pobycie z dziećmi itp. Wykłady nigdy nie obsunęły się fatalnie, ale wszystko wyszło na styk. Dobrze, że mieliśmy okazję codziennie zebrać się w altance, ale to moim zdaniem nie wystarczało.
Generalnie jednak jestem bardzo zadowolony z tego wyjazdu i serdecznie dziękuję faktycznym organizatorom za tę robotę, o której w większości nawet nie wiemy. =}
Pozwolisz, że nieco skrócę :)
Sam już nie pamiętam jak to się stało, że się tym zająłem. Nie brałem udziału w żadnych przygotowaniach i miałem być zwykłym uczestnikiem, ale od pierwszych wykładów zacząłem samorzutnie kontrolować prelegentów, żeby się streszczali. Obawiałem się, że inaczej wszystko się strasznie obsunie, a poza tym miałem za sobą właśnie wprawę w koordynacji pracy zespołu na Wolnych Podręcznikach, więc chyba dlatego. Nikt się nie buntował, a prowadzący rzeczywiście reagowali i niezbyt wiele przekraczali swoje limity, więc w końcu pilnowałem wszystkiego, o czym tylko wiedziałem gdzie i o której godzinie ma się zacząć, ile ma trwać itp.
I za to ci wielkie dzięki. Co prawda poli dodał prowadzących sesje do programu na stronie, ale materiał do druku przygotowany był wcześniej, a na miejscu koncentrowaliśmy się głownie na tym, że nie ma netu :)
Trochę żałuję, że nie zastanowiłem się w którejś chwili nad tym, żeby jednak przejrzeć plan do końca i zapytać o szczegóły kogoś z organizatorów. W ten sposób uniknęlibyśmy niespodzianki, że w drukowanym planie był obiad niedzielny, chociaż wcale go nie miało tam być. Ogłaszałem to dopiero w sobotę wieczorem i całkiem prawdopodobne, że komuś to skomplikowało szyki wyjazdowe.
No, ta obsuwa to moje dzieło :/ Przygotowując szkielet programu wpisałem omyłkowo ten obiad i tak poszedł do druku. Mam nadzieję, że niezapowiadane kiełbaski na ognisku i piwo ten brak zrekompensowały. Co ciekawe tego błędu nikt nie zauważył, jak to często bywa na wiki, mimo, że wisiał on przez parę tygodni i był edytowany przez kilka osób związanych z organizacją zlotu :)
Jednak taki prowizoryczny system ogólnie zadziałał, bo np. zebranie do zbiorowej fotografii ogłaszałem dosłownie kilka minut przedtem, choć w planie miało być sporo później, i na oko prawie wszyscy dotarli.
Nie ma jak spontaniczność :)
Przez cały czas nie zamierzałem na nikogo krzyczeć ani się złościć i to się udało - chyba tylko raz podniosłem głos, żeby powstrzymać kogoś, kto też głośno mówił w tym samym czasie. To świetna wiadomość, bo to znaczy, że w odpowiednich warunkach koordynacją mogą się zajmować ludzie bez skłonności do agresji i wymuszania - wystarczy lekka obsesja dokładności. =}
I opanowanie w sytuacjach kryzysowych ;)
Jeden z wykładów - ten o interwiki - całkiem wypadł, robiąc nieco miejsca dla innych, ale do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy co się stało (nadal nie wiem dlaczego prelegent nawet nie dotarł) i tę decyzję podejmowałem w ciemno.
Zachorował - maila niestety odebrałem po konferencji - z braku łatwego dojścia do sieci na miejscu.
Stąd rada dla komitetu organizacyjnego, żeby w
miarę możliwości brać do wszystkich prelegentów bezpośredni kontakt, najlepiej telefoniczny.
WarX dostał odpowiedź na maila - wysyłał przed wykładem - i dlatego w końcu wiedzieliśmy, że wykładu na pewno nie będzie.
Generalnie jednak jestem bardzo zadowolony z tego wyjazdu i serdecznie dziękuję faktycznym organizatorom za tę robotę, o której w większości nawet nie wiemy. =}
Trochę tej roboty było. Na szczęście sporo osób, jak Ty, się włączyło, chociażby na miejscu i dzięki temu wszystko szło dość elastycznie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Za mało jednak było orgów na miejscu. Sieć powinniśmy byli sprawdzić już pierwszego dnia, aby uniknąć niespodzianek.
przykuta
2008/5/27 Daniel Koć kocio@linuxnews.pl:
Moje wnioski nie całkiem związane z rolą: wydaje mi się, że było za mało czasu na swobodne kontakty, odpoczynek, pewnie też na pobycie z dziećmi itp. Wykłady nigdy nie obsunęły się fatalnie, ale wszystko wyszło na styk. Dobrze, że mieliśmy okazję codziennie zebrać się w altance, ale to moim zdaniem nie wystarczało.
Wiesz, trzeba tu mieć na uwadze fakt, że charakter imprezy nie miał być rekreacyjno-wypoczynkowy tylko naukowo-wykładowy, że się tak pogmatwanie wyrażę. Wycieczki i wypoczynek to dodatek, nie cel. A na rozmowy kuluarowe czasu było dość. Wydaje mi się też, że nie każdy musiał/chciał być na wszystkim, co dawało dodatkowy czas na luźne rozmowy, z którego ja na przykład skorzystałem.
Swego czasu ustalono, że zlot letni będzie bardziej formalny i poukładany, a zimowy lżejszy i bardziej zorientowany na społeczność. Myślę, że to nadal jest dobry pomysł i powinniśmy się tego trzymać.
W dniu 27 maja 2008 15:12 użytkownik Łukasz Garczewski lgarczewski@gmail.com napisał:
Swego czasu ustalono, że zlot letni będzie bardziej formalny i poukładany, a zimowy lżejszy i bardziej zorientowany na społeczność. Myślę, że to nadal jest dobry pomysł i powinniśmy się tego trzymać.
Jeśli mogę wtrącić swoje 0,03 PLN, to ja również myślę, że zlot letni powinien być poukładany i nosić status ogólnopolskiej konferencji, a zlot zimowy powinien być po prostu zlotem społeczności. Trochę chaotyczne zdanie, ale myślę, że wyraziłem swoje myśli wystarczająco zrozumiale:-)
Karol007
Łukasz Garczewski pisze:
Swego czasu ustalono, że zlot letni będzie bardziej formalny i poukładany, a zimowy lżejszy i bardziej zorientowany na społeczność. Myślę, że to nadal jest dobry pomysł i powinniśmy się tego trzymać
Wiem - nawet sam proponowałem taki podział, przez analogię do zlotów sympatyków Linuksa/FLOSS. =} Przy takim założeniu myślę, że wszystko było w porządku, czyli w praktyce po prostu na styk z czasem. Zastanawiam się tylko, czy tak powinno zostać.
Będąc zegarynką oczywiście miałem inną perspektywę, bo starałem się być przy wszystkich wykładach, więc możliwe, że mój wniosek jest POV-iasty i odosobniony.
2008/5/27 Daniel Koć :
Moje wnioski nie całkiem związane z rolą: wydaje mi się, że było za mało czasu na swobodne kontakty, odpoczynek, pewnie też na pobycie z dziećmi itp. Wykłady nigdy nie obsunęły się fatalnie, ale wszystko wyszło na styk. Dobrze, że mieliśmy okazję codziennie zebrać się w altance, ale to moim zdaniem nie wystarczało.
Wiesz, trzeba tu mieć na uwadze fakt, że charakter imprezy nie miał być rekreacyjno-wypoczynkowy tylko naukowo-wykładowy, że się tak pogmatwanie wyrażę. Wycieczki i wypoczynek to dodatek, nie cel. A na rozmowy kuluarowe czasu było dość. Wydaje mi się też, że nie każdy musiał/chciał być na wszystkim, co dawało dodatkowy czas na luźne rozmowy, z którego ja na przykład skorzystałem.
Swego czasu ustalono, że zlot letni będzie bardziej formalny i poukładany, a zimowy lżejszy i bardziej zorientowany na społeczność. Myślę, że to nadal jest dobry pomysł i powinniśmy się tego trzymać.
Hihi, nie powiem kto był inspiratorem takiego podziału imprez w cyklu rocznym :) Zimą byłoby trudno liczyć na dodatkową integrację przy ognisku ;)
przykuta