Mnie zastanawiają zawody typowo męskie jak śmieciarz, kanalarz, grabarz... Braku żeńskich odmian dla tych zawodów nie powinienem odbierać jako feministycznego szowinizmu.
Są też zawody uciążliwe lub wyczerpujące jak choćby górnik, betoniarz zbrojarz. Nie ma górniczek i betoniarek zbrojarek. Przecież to nie znaczy, że kobiety traktują nas jak woły robocze.
A ksiądz? Czy żeński odpowiednik to książka czy księżna?
W drugą stronę jest podobnie. Są zawody typowo kobiece.
Świat taki jest, że różnimy się między sobą. To jest piękne i trzeba się z tego cieszyć.
Niemniej jakoś powinniśmy rozwiązać problem płci w nazwach zawodów.
Naszą rolą nie jest naprawianie świata i tworzenie nowej terminologii której przyklasną feministki lub jakaś mniejszość. My gromadzimy i udostępniamy wiedzę. Powinna ona być odzwierciedleniem nie tylko aktualnego stanu wiedzy, ale również języka. Jeśli określenie zawodu w danej płci jest obecne w języku to należy go używać. Jeśli jest tylko postulowane należy poczekać aż się przyjmie. Problemem jest zdefiniowanie granicy kiedy przyjąć słowo za już akceptowalne. Jeśli słowa nie ma w słownikach, w korpusach to go nie ma, ale jeśli jest, to który słownik i korpus uznać za wiarygodny?
Wystarczy abyśmy utworzyli stronę na której będziemy spisywać nazwy zawodów z aktualnymi zaleceniami słownikowymi dla uznanych słowników i korpusów, a następnie przyjęli, że tę stronę uznajemy za zasadę lub zalecenie dla edytorów w kwestii nazewnictwa zawodów.
Takie rozwiązanie wydaje mi się najskuteczniejsze.
Paweł Zienowicz tel. 515235656