Krzysztof Burghardt pisze:
Może nie jest to POV, ale poradnia językowa już się
tym zajmowała.
Link:
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=3923
Od siebie mógłbym dodać, że stosowanie samego nazwiska (bez imienia,
inicjału ani tytułów i funkcji) jest często zupełnie naturalne,
zwłaszcza jeśli jest to osoba odległa, i to zarówno w pracach naukowych
jak i w języku potocznym - np. Kopernik, Bismark, Brel, Picasso itp.
Staje się to wręcz ich symbolem.
Problem zaczyna się dopiero, gdy ta osoba jest w jakiś sposób bliższa -
np. Otylia Jędrzejczak i inni znani olimpijczycy są zwykle wymieniani
razem z imieniem, choć są rozpoznawalni i z nikim się ich nie pomyli.
(Dla kontrastu widać jak już wszedł do galerii postaci symbolicznych np.
jeszcze współczesny im Małysz, podobnie jak działający wcześniej Górski
albo Kozakiewicz).
W Wikipedii, jeśli hasło jest dłuższe, nie sposób pisać za każdym razem
"Pamela Anderson", bo brzmiałoby to zbyt monotonnie, czasem więc można
pojechać także samym nazwiskiem dla urozmaicenia, bo to nie sugeruje
żadnych emocji - "nieelegancko", bo to właśnie takie suche i
zdystansowane. W encyklopedii to nie jest specjalna wada, natomiast
użycie samego imienia byłoby we wszystkich tych sytuacjach, o których
mowa w poradzie, jeszcze gorsze. I tego uważam, że należy unikać
praktycznie zawsze.
Nie mam nic przeciwko "oficjalnym" pseudonimom od imienia - Kazik,
Ronaldinho czy Doda, choć oczywiście nie należy ich nadużywać w tekście.
Eleni czy Bjork także są w porządku, choć to prawdziwe imiona, bo ich
egzotycznych u nas nazwisk i tak prawie nikt nie zna. Dopiero jeśli
trudno powiedzieć, czy to pseudonim, czy jednak imię, albo wręcz widać,
że imię, bo dana osoba pseudonimu nie używa, to wolę usunąć dwuznaczność
- czy to będzie Pamela (Anderson), czy Brian (May), czy ktoś inny.
--
Всё идёт по плану