Ok, skoro nie jest to sytuacja jakoś przykra dla kogokolwiek (a przeciwnie nawet :) ), to można otworzyć dyskusję ponownie.
Prawdą jest, że w początkowej fazie zakładaliśmy same plakaty i dopiero podczas dyskusji w Hajfie pojawiła się koncepcja strony, bo Poli, bardzo słusznie moim zdaniem zresztą, podnosił właśnie argument tego, że potrzebny jest kolejny krok po zachęceniu do edytowania. I to był jego ważny wkład w ten projekt. Wypracowaliśmy wtedy wspólnie pomysł na zrobienie strony, która byłaby czymś w rodzaju pasa startowego dla nowego edytora - kontakty, linki, wyjaśnienia, wprowadzenia, oczywiście kontakt do przewodników, których nazbierałoby się pewnie na potrzeby tego projektu więcej.
Natomiast co do dwóch spraw nie mogę się zgodzić - logo ewentualnego sponsora, gdyby w ogóle miało się pojawić (choć ja nadal uważam, że kwoty, o jakich mówimy mieszczą się w możliwościach Stowarzyszenia), miało mieć konkretną wielkość i wyobrażaliśmy sobie je tak właśnie, jak piszę - na dolnym pasku, jak zwykło się to robić w takich wypadkach. Być może doszło do nieporozumienia w tym zakresie, nie wiem.
Podobnie z kwotą - od początku mieliśmy dość jasne wstępne ustalenia z firmą, która miałaby nam udostępnić powierzchnię reklamową - wybrana przez nas liczba billboardów w wybranym przez nas mieście/miastach, wisząca przez dowolnie długi czas (dopóki nie pojawiłby się komercyjny chętny na te miejsca, w praktyce - minimum 2 tygodnie, pewnie nawet kilka miesięcy, zależnie od atrakcyjności danego miejsca). Mielibyśmy pokryć jedynie koszty techniczne - wydruk i rozwieszenie. Nie chcę wymieniać kwot, wystarczy, że publikuję informacje o szczegółach negocjacji na jawnej liście (choć w świetle tego, że pomysł upadł całkowicie jest to chyba dopuszczalne). Niemniej będę się upierać, że nie były to kwoty wysokie.
Było też kilka pomysłów związanych z profesjonalnym zrobieniem plakatów, mniej lub bardziej obiecujących. Nie chcę już tego rozgrzebywać.
Co więc stało się z projektem? Niechętna postawa zarządu (choć po Hajfie, przyznaję, coś jakby drgnęło) działała na tyle zniechęcająco, że po prostu zabrakło energii do ciągnięcia tego, zwłaszcza, że nie mieliśmy nawet 50% pewności, że ostatecznie nasze starania nie pójdą do kosza. Brakowało jakiegokolwiek pozytywnego sygnału, że warto, że to przynajmniej ciekawe, że nawet jeśli się nie uda, to było fajnym pomysłem. Nic z tego. A tymczasem trzeba było organizować 10 urodziny, co było niesamowicie angażującym (choć niesamowicie satysfakcjonującym) przedsięwzięciem.
Mam nadzieję, że to jakoś wyjaśnia sprawę. Jeszcze większą - że może kogoś zainspiruje do innych prób w zakresie promocji edytowania. Niekoniecznie tak samo, może jakoś podobnie, a najlepiej - jeszcze lepiej i skutecznie :)