Wy myślicie, że to wszystko takie proste. Dostęp do komputera czytelnianego nie ma po
prostu każdy. Po prostu Wilstein był osobą znaną w IPN w Warszawie i nadużył zaufania.
Zresztą lista naprawdę nie ma najmniejszej wartości. Bo po pierwsze: zawiera wrzucone do
jednego worka 240.000 nazwisk i sygnatur obejmujących funkcjonariuszy SB, TW (tajnych
współpracowników), ale i również i kandydatów na nich i osoby pokrzywdzone, po drugie są
tam tylko imiona i nazwiska tak więc nic nieznaczy że nawet znajdziemy tam naszego Jana
Kowalskiego. Poza tym faktycznie nie można mieć do tej listy zaufania od chwili wyjścia z
IPN,każdy mógł tak dopisać, co mu się żywnie podoba. Zresztą nie rozumię w ogóle skąd u
ludzi takie podniecenie. Ta lista moim zdaniem to naprawdę nic ciekawego, a wiem co mówię
pracuję w IPN w Katowicach i nie takie ciekawe rzeczy widziałem. Oczywiście nie będę się
bawił w Wilsteina bo zależy mi na pracy. Oczywiście fakty, które tu podałem są powszechnie
znane, a nie wiedzieć czemu do IPN dzwoniło wczoraj kilkaset osób oczywiście wszystkie z
pytaniem o listę. Wczoraj także zgłoszono 50 wniosków, kiedy to bywa zwykle w ciągu
tygodnia, po za tym codziennie mamy wizytę przedstawicieli prasy telewizji i9 Bóg wie kogo
tam jeszcze. I to się dzieje w Katowicach, gdzie bardzo niewiele mieszka osób
zamieszczonych na liście (tylko osoby które mieszkały kiedyś w Warszawie i okolicy), mogę
sobie tylko wyobrazić co się dzieje gdzie indziej. Jedyną pozytywną sprawą jest to że może
coś się ruszy z etatami bo ja mam tylko umowę o zastępstwo. Naprawdę nie rozumię tego
zamieszania.
Pozdrawiam Zuber