Oczywiście i ja wcale przeciwko pomysłom na przyciągnięcie kobiet nie protestuję. Wręcz i na odwrót, bo mam jak najbardziej nie na miarę XXI niepoprawne, obciachowe i seksistowskie poglądy - uważam je w wielu działalnościach za lepsze od facetów i wolę z nimi pracować. Ale nadal nie podoba mi się pachnące parytetowo wzmiankowanie - jest ich tylko 15% (a w domyśle - ma być tyle ile jest w naturze i podaje GUS), zamiast - wniosą do przedsięwzięcia to i to.
Hej Januszu,
w zasadzie wyręczył mnie Polimerek, ale wyjaśnić powinienem osobiście.
Nie pisałem nigdzie przecież o żadnych parytetach. Jeśli do mojej firmy przyjdzie mężczyzna w trakcie kampanii skierowanej do kobiet, przecież nie odeślę go z kwitkiem. :) Na Wikipedii tak samo: miejsc na serwerach dość, pomieścimy się, nie mamy sztywnej liczby etatów.
Natomiast istotą parytetów/kwotowań jest sztuczne odcinanie chętnych (typu "Wikipedystom lat 25-35 z Warszawy już podziękujemy, bo potrzebujemy to miejsce dla 50+ latka z Podlasia"). :-)
Tylko, że w kontekście Wikipedii jest to rozwiązanie absurdalne. :) Na Wikipedii istnieje tylko jedne miejsce, gdzie w ogóle istnieje sztywny limit miejsc: to wybory do Komitetu Arbitrażowego. W paru miejscach (liczba biurokratów, stewardów itd. jest on na w pół sztywny. A w każdej innej sytuacji nie tylko parytetów nie ma, ale nawet nie da się ich dziś wprowadzić: nie mamy ograniczeń w liczbie autorów, opiekunów projektów, administratorów, patrolujących [najpierw napisałem "potrolujących" :D] OZ, autorów haseł na medal. Każdy kompetentny uczestnik jest mile widziany i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Problem nie polega na zamykaniu przed kimkolwiek furtki albo wstawianiu na siłę "słupów" żeby się liczby zgadzały - tylko na odpowiedzi na pytanie co zrobić, by było więcej kompetentnych i aktywnych Wikipedystów. I tak jak każda firma musimy wiedzieć do kogo docieramy, a do kogo nie i dlaczego.
Przykładem jest cecha płci: gdyby aktywność na Wikipedii była niezależna od płci, to proporcje Wikipedystów i Wikipedystek byłyby zbieżne do proporcji w interesujących nas populacjach wiekowych, majątkowych itd. Tymczasem jest inaczej: kobiet na Wikipedii jest mniej niż w populacji i nie tłumaczą tego różnice w podpopulacjach. Rozkład kobiet po wieku jest bardzo zbliżony do rozkładu mężczyzn, podobnie jest z majątkiem. Jeśli chodzi o wykształcenie, to AFAIR nawet więcej kobiet ma wyższe wykształcenie niż mężczyzn. Nie umiem sobie wytłumaczyć tej różnicy w sposób biologiczny - nie widzę wpływu między budową fizyczną, cechami hormonalno-temperamentalnymi itd. a obsługą klawiatury i myszki oraz edytowaniem Wikipedii.
Różnica musi być więc kulturowa (czyli dotyczyć tak kochanego słowa jak gender :) ). I to jest problem, bo przecież nie pisaliśmy nigdzie "Wikipedia to wolna encyklopedia od facetów dla facetów", na pierwszy rzut oka nie widać niczego mówiącego, że to produkt dla mężczyzn i nigdy nie chcieliśmy być produktem głównie dla mężczyzn. "Tak jakoś" się stało. :)
I tutaj przychodzi wyzwanie naukowe. :) Każdy producent artykułów "unisex", który np. sprzedaje tylko 15% kart kredytowych albo herbatników kobietom, powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kobiety nie chcą mojego produktu. Może problem tkwi w kampanii reklamowej? Może kobiety oczekują nieco innego produktu (to może być łatwe - np. inny kolor opakowania, może być trudniejsze - np. ciastka niskocukrowe i niskotłuszczowe, MediaWiki WYSIWYG zamiast wikikodu)? Może problem jest kulturowy (w tym kraju kobiety nie jedzą ciastek i nienawidzą wolontariatu)?
Będąc szczerym, to jest wyzwanie dla doświadczonego absolwenta MBA z dobrym budżetem. Ja się obawiam, że problem jest pochodną wszystkich trzech punktów: - propagacji Wikipedii na forach technicznych i męskich a nie np. kobiecych, - trudności w opanowaniu wikikodu i strachu przed popsuciem czegoś, - twardszym staniu na nogach oraz brakiem czasu (i nie tylko "bo dom i rodzina", bo kobiety to też studentki, ale: [UWAGA, to nie seksizm tylko opis status quo] kobieta w Polsce musi się i umalować, i dobrze ubrać i posprzątać i z koleżanką umówić, a w tym czasie jej kolega może przy pizzy spędzić sobotę na grze na PCcie / konwencie RPG / partolowaniu OZ na Wikipedii. Takie są w uproszczeniu role społeczne w Polsce.
Uważam, że Wikipedia może być masowa dopiero wtedy, gdy praca z nią będzie równie bezproblemowa co 15-minutowa prosta gra by Zynga. Ale to będzie zupełnie inna Wikipedia, o ile w ogóle powstanie.
Tymczasem na razie nie musimy być produktem masowym. Dotychczas pisanie Wikipedii to maleńka nisza, nie musimy kierować się do wszystkich kobiet/emerytów/studentów. Wystarczy znaleźć grupę, której jest bardzo niedaleko do pisania Wikipedii, będzie kompetentna w swojej roli na Wikipedii i która byłaby "łatwym zwycięstwem". I także z tego powodu kobiety to atrakcyjna grupa. Zanim zaczniemy pokazywać komputer półpiśmiennemu drwalowi z Bieszczad oraz uczyć posługiwać się myszką emerytów, możemy sprawdzić, dlaczego nasza wykształcona, aktywna i techniczna koleżanka z roku nie pisze i uderzyć do tych emerytów, którzy są w miarę komputerowo biegli.
Zresztą co do tych studentów - chcemy ich
przyciągać ze względu na to, jaki stanowią udział w liczbie edytujących (zresztą jest on znacznie, znacznie wyższy niż udział ich w społeczeństwie), czy ze względu na to, że dysponują świeżą wiedzą, wielkim zapałem i sporą ilością wolnego czasu, bo wiadomo - brak rodziny, dzieci, pracy, a sesje są dwa razy w roku?
Co do studentów - zapewne z obu tych względów. Natomiast wśród kobiet znajdziemy równie atrakcyjne dla nas podgrupy, choćby studentki :) - których też mamy AFAIK mniej niż studentów.
Aby nie było wątpiwości jeszcze raz to podkreślę: nie chcdzi o dotarcie do kobiet dla czaru statystyki, bez uwagi na koszty i wartość dodaną dla Wikipedii. Nie ma też żadnej magicznej liczby docelowej 50%. Jeśli okaże się, że potrafimy uzyskać 20%, 50% czy70% kobiet wśród kompetentnych Wikipedystów i jest tak z powodów pozapłciowych, niech tak będzie. Chodzi o zrozumienie i zaradzenie stanowi, że wiele wartościowych osób mogłoby pomóc, ale z jakiejś trywialnej przyczyny tego nie robią.
Nie przyglądałem się tej konkretnej inicjatywie więc nie mogę jej oceniać, natomiast kwestia dysproporcji między płciami to dla mnie bardzo intrygująca kwestia.
Postarałem się wykazać, dlaczego może się kojarzyć. A udziały w rynku - wybacz, jak najbardziej się kojarzą. Konsumenci oddają kasę, i firmy owacjami na stojąco by powitały ustawowy obowiązkowy parytet demograficzny na sprzedaż szminek do ust, tuszu do rzęs lub ..., hm, nie mogę wymyśleć typowo męskiego towaru.
To nie tak. Każdy producent kosmetyków musi pomyśleć, jak sprzedać cokolwiek tej "drugiej połowie" społeczeństwa. I oni to robią: kremy pod oczy, dezodoranty dla mężczyzn, środki na porost włosów, szminki na spękane usta - to dopiero początek. I to nie jest kwestia odgórnego zmuszania kogokolwiek, tylko odpowiedniego marketingu: przekazu i produktu.
Pzdr., Janusz "Ency" Dorożyński
Serdecznie pozdrawiam, michał "aegis maelstrom" buczyński.