Pozwolę sobie coś zauwazyć na prędko przed snem :) (na jutro planuję pauzę, choć kto wie..).
A na koniec jeszcze kącik dla Encego, bo chciał podyskutować o prawach człowieka ;-) Cóż może niektórych zdziwię, ale o ile bronię demokracji na Wiki (i nie tyle postuluję jej wprowadzanie, co stwierdzam, że ona tu już jest :-), o tyle prawa człowieka rezerwuję dla realu i nie widzę dla nich miejsca na Wikipedii. Dlaczego?
Istnieje powszechna tendencja do nazywania prawami człowieka wszystkiego co się da, a nawet jeśli się nie da. To powoduje ich dewaluację. Prawa człowieka są modne i wielu osobom się wydaje, że można się pod nie "podpiąć", a wtedy "moja sprawa" wygląda mocniej, "bo to przecież prawa człowieka". Prawa człowieka natomiast to bardzo szczególna kategoria praw, a istnieją one w relacji między indywidualną osobą (każdy z nas) a władzą publiczną, czyli tymi, co nami rządzą. Taka jest ich geneza (ograniczanie władzy absolutnej), ich sens, i takie też są dzisiaj - prawa człowieka istnieją przede wszystkim po to, aby chronić nas przed bezpodstawną i nieuzasadnioną ingerencją kochanej władzuchny w nasze życie, a nie wzajemnie przed nami samymi. Nie ma więc prawa człowieka do edytowania Wikipedii i uczestniczenia w tym projekcie, bo to nie jest projekt państwowy i nie organy państwa o nim decydują, ale sama Wiki-społeczność.
Nie powołujmy się na Wiki-prawa człowieka, bo tu ich nie ma, i nie ma też potrzeby, aby tu były. W ich miejsce w zupełności wystarczą: wzajemny szacunek, przestrzeganie kinderstuby (czyt. Wiki-etykiety) i dobra wola.
Pozdrawiam, Eteru
Jasne, że mówienie o wąsko rozumianych prawach człowieka jest bez sensu (choć mówienie o standardach etycznych i współpracy oraz na ich bazie prawach przysługujących ludziom - takich choćby jak ten wzajemny szacunek - już sens jak najbardziej ma).
Istnieje jednak masa mechanizmów władzy także na wiki i różnych możliwych represji, którym jednostka może być poddana - Przykuta czy Togo pewnie mogliby o tym pisać długo i namiętnie. Skoro tak jest, powinny być także mechanizmy chroniące jednostkę. A więc kwestia jakichś praw *istnieje*. Zwłaszcza na projekcie ideowym jakim jest Wikipedia.
Nie zgodzę się też, że prawa człowieka nie służą ochronie przed zwykłym bliźnim - to bardzo wczesne rozumienie wolności, bliskie prawicy i autorytaryzmowi. Już J.S. Mill w słynnym eseju "O wolności" pisał, że największą tyranią jest nie tyrania władzy, a nacisk mas współbliźnich. I tym się m.in. nauki społeczne zajmują.
Inną kwestią, która powinna stopować twardsze zagrania są prawa pozostałych współuczestników(!). Bardzo często powoływano się tu na fakt, że inni nie muszą znosić osoby X. I słusznie. Trzeba pamiętać tylko o tym, że to działa w dwie strony. Inni mają prawo współpracować z jednostką X. Banując/sekując/itp. ją, odbiera się tym samym tym osobom to prawo.
Nie mówiąc o budowaniu niezdrowego systemu.
Tyle piszę, tak na wszelki wypadek. :)
Pozdrawiam, a.m.
Aegis Maelstrom wrote:
Jasne, że mówienie o wąsko rozumianych prawach człowieka jest bez sensu (choć mówienie o standardach etycznych i współpracy oraz na ich bazie prawach przysługujących ludziom - takich choćby jak ten wzajemny szacunek - już sens jak najbardziej ma).
Istnieje jednak masa mechanizmów władzy także na wiki i różnych możliwych represji, którym jednostka może być poddana - Przykuta czy Togo pewnie mogliby o tym pisać długo i namiętnie. Skoro tak jest, powinny być także mechanizmy chroniące jednostkę. A więc kwestia jakichś praw *istnieje*. Zwłaszcza na projekcie ideowym jakim jest Wikipedia.
Nie zgodzę się też, że prawa człowieka nie służą ochronie przed zwykłym bliźnim - to bardzo wczesne rozumienie wolności, bliskie prawicy i autorytaryzmowi.
Aegisie (nie wiem, czy wolno Cie tak skracać?), no i nie dasz pospać ;-) To nie tyle wczesne rozumienie praw człowieka, co jak najbardziej aktualne. Zajmuję się nimi trochę na codzień, dlatego dość odpowiedzialnie twierdzę, że "praw człowieka" zasadniczo nie ma w relacjach jednostka-jednostka (np. ja i mój sasiąd puszczający radio za głośno, ja i sprzedawczyni w sklepie, która mnie potraktuje niegrzecznie, ja i biuro turystyczne, które mi sprzedało mi pokój w walącym się baraku zamiast w trzygwiazdkowym hotelu). A piszę że "zasadniczo", bo bywają od tego pewne wyjątki, których tu nie będę wspominał, bo o tym ludzie pisują prace doktorskie (te wyjątkie z niemieckiego z reguły nazywa się Drittwirkung).
To o czym piszesz, sam zresztą nazywasz "prawami Wikipedysty" względnie "zasadami etycznymi i zasadami współpracy" (a co ja nazwałem: szacunek, kinderstuba i dobra wola). Nie ma między nami sprzeczności, dlatego że ja jedynie twierdzę, że "prawa Wikipedysty" nie są "prawami człowieka", a nie że ich w ogóle nie ma. Pls, niech nikt nie redukuje tego do tego, że twierdzę, że Wikipedysta to nie człowiek ;-)
To tak dla czystości pojęciowej ;-)
Pozdrawiam, Eteru