Z tym, że dodatkowo ustalono ex catedra i wbrew astronomii, że równonoc wiosenna zawsze jest 21 marca (akurat w 325 tak było) i stąd późniejsze rosnące zaniepokojenie chrześcijan, czy aby obchodzą wielkanoc wtedy, kiedy powinni.
Jeśli w 325 roku równonoc była 21 marca, oznacza to, że ustalono ten termin całkowicie w zgodzie z astronomią ;) Panowie po prostu nie zdawali sobie sprawy, że kalendarz się późni.
A algorytm pozostał ten sam, tyle że ja go nie znam do końca (nie wiem o której godzinie zaczynała się dla nich niedziela, a to może spowodować tygodniową różnicę w wyniku), a z metody Gaussa obliczania wielkanocy w kalendarzu gregoriańskim za nic w świecie nie umiem tego wyekstrahować, w dodatku nie jestem całkiem pewien, czy metoda ta ekstrapolowana na 1500 lat wcześniej nie spowodowałaby niedokładności większych od jednego dnia.
No, jeśli nie ma na ten temat innych danych, to ja bym roboczo przyjął, że dzień się zaczyna o północy. Bo wiem na pewno, że tak było w pogańskim Rzymie, a jeśli tak jest i u nas, to chyba znaczy, że ten termin został tu przeniesiony przez kościół (który przejął to od pogan, rzecz jasna).
Bo to wcale nie jest takie znowu naturalne. Starożytni Grecy (a przynajmniej Ateńczycy) liczyli jeden dzień od zachodu do zachodu słońca. Babilończycy od wschodu do wschodu, Umbrowie od południa do południa (niegłupie, może relikt kalendarza księżycowego), Rzymianie od północy do północy. Pisał o tym Warron, który miał problem, jak dokładnie zdefiniować czyjeś urodziny ;)
Żydzi chyba jeszcze do tej pory liczą dzień od zachodu (szabas się zaczyna w piątek wieczorem).
Oczywiście do Soboru Nicejskiego kalendarz juliański zdążył już zrobić trzy dni opóźnienia.
Nawet 14 dni opóźnienia:
Nie, DO SOBORU, jednak trzy. Konkretnie to dwa i 21 godzin z hakiem. Od Soboru 13 dni, 2 godziny 48 minut z groszami. Razem prawie równo 16 dni, o ile się gdzieś nie kropnąłem w obliczeniach. Czyli wg. juliańskiego powinniśmy mieć dziś 22 grudnia 2003 roku.
A jeszcze ciekawiej było przed wprowadzeniem kalendarza juliańskiego
- o dniach przestępnych decydował jak chciał urzędnik rzymski.
To dopiero musiał być ciekawy kalendarz !
To naprawdę był ciekawy kalendarz. Nie urzędnik, ale któryś z pontyfików decydował o przestępności, ale nie robili tego z sufitu, tylko też na podstawie jakiegoś algorytmu. Dopiero pod koniec republiki zaczęli decydować z sufitu i w rezultacie kalendarz spieszył się o kwartał (w 46 r. p.n.e.).
Aż szkoda, że nie mogę się dogrzebać do żadnych danych, które lata miały ten dzień przestępny.
Muszę powiedzieć, że próbowałem ten (przedjuliański) kalendarz "obliczyć", ale mi się to do tej pory nie udało (oczywiście mógłbym próbować znaleźć takie obliczenia, ale co to za radość przyjść na gotowe?). Wiadomo, że była to próba pogodzenia cyklu księżyca (od nowiu do nowiu - 29 dni, 12 godzin, 44 minuty z groszami) z cyklem słonecznym (365 dni, 5 godzin, 48 minut i 45 sekund, IIRC).
Kalendarz miał 12 miesięcy, z czego 4 miało po 31 dni, 7 po 29, a 1 (luty) 28. Daje to przeciętną długość miesiąca 29 dni i 14 godzin. Po 12 miesiącach kalendarz jest więc spóźniony w stosunku do cyklu księżycowego o 15 godzin i 12 minut, natomiast w stosunku do cyklu słonecznego spieszy się o 10 dni, 5 godzin, 48 minut i 45 sekund. Zachodziła więc potrzeba wprowadzenia co jakiś czas korekty. Pytanie, co jaki czas. Na mój gust musiała ona być tak przeprowadzona, żeby kalendarz cały czas trafiał (z niewielkimi odchyleniami w tę czy we wtę) w cykle księżyca. To jest żeby początek miesiąca przypadał przy nowiu, a środek przy pełni. Ergo "miesiąc przestępny" musiał (?) być z grubsza równy cyklowi księżycowemu.
Dodatkowo trzeba uwzględnić fakt, że oni mogli sądzić, że miesiąc księżycowy ma 29 dni i 12 godzin równo. Gdyby tak było, to trzeba wziąć poprawkę na możliwy roczny błąd wynoszący 8 godzin i 48 minut.
Liwiusz pisze w jednym miejscu, że ponieważ 12 cykli księżyca nie wypełnia jednego cyklu słonecznego, to kalendarz urządzono tak, żeby zgadzał się z cyklem słonecznym co do dnia po każdych 20 latach. Niezupełnie mogę sobie wyobrazić, jak to miałoby być, Liwiusz nie jest za ścisły, dodatkowo tekst może być zepsuty (może chodzi o 18 lat, nie wiem).
Żeby było dowcipniej: nawet po wprowadzeniu kalendarza juliańskiego był bałagan, bo pontyfikowie ogłaszali rok przestępny co trzy lata, a nie co cztery. Porządek zrobił z tym August dopiero, chyba w 8 roku p.n.e.
Ergo trzeba dawać z przyjętą tytulaturą (Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie to jest oficjalny tytuł, o ile mnie pamięć nie myli). Wtedy wszystko będzie jasne.
Ten tytuł jest niestety za długi. Za pozwoleniem, z powodów technicznych dam tylko "Prezydent na uchodźstwie", bo strasznie tabelkę rozepcha kosztem kolumny tekstu.
No to może chociaż "Prezydent RP na Uchodźstwie"?
Jeśli to oficjalna tytulatura i w Watykanie też piszą Papież św. ..., to w porządku. Ale co w takim razie z tymi błogosławionymi ?
Pewnie tak samo.
A.