Piotr "Derbeth" Kubowicz napisał(a):
Tu jeszcze jeden link opisujący GFDLową hipokryzję:
A tu ameryki nie odkryłeś. Co prawda artykułu nie widziałem, ale jego przesłanie (GFDL nie nadaje się dla plików multimedialnych) jest znane od jakiegoś czasu. Do tekstu natomiast nadaje się trochę lepiej.
Podam wam przykład: w podręczniku do polskiego z który jakieś 2 lata temu w szkole korzystaliśmy było w którymś miejscu jako wyjaśnienie hasło z Wikipedii. Zastanawia mnie tylko to, że zgodnie z GFDL, jeśli autor nie dał na hasło podwójnej licencji, powinni dodać do podręcznika całe GFDL, czego oczywiście nie było, czyli hasło było nielegalnie. Biorąc pod uwagę, że wydawcy mogą zapłacić jakieś honorarium autorowi za przedruk, ale w przypadku cienkich książek/gazet przedrukowanie paru stron licencji bywa kłopotliwe. Albo więc będzie w gazecie mniej artykułów, albo zwiększy się cena, bo trzeba było dodatkową kartkę na samą licencję dodać. A co do zgody na podwójną licencję, to pisałem już że to nie takie proste, bo autorów zazwyczaj jest przynajmniej kilkanaście (chyba że jest to stub, który nie zawiera zwykle wartościowej treści) i trzeba wszystkich pytać o zgodę. A jak ktoś odejdzie z projektu to dotarcie do niego bywa trudne. Tak więc o ile GFDL nie jest złem wcielonym, to jednak nazywanie opartej na nim encyklopedii "wolną" jest hipokryzją, no chyba że chodzi o to że serwery wolno działają...
Moim zdaniem przedruk tekstów z "wolnej" encyklopedii powinien być prostszy niż ze źródeł z w pełni zastrzeżonymi prawami autorskimi.
-- Jakub Bogusław Jagiełło