Dorozynski Janusz pisze:
| Przecież kod bota nie był publikowany na wolnej licencji, prawda?
Pewnie tak, dlatego napisałem - patrzcie i uczcie się uczestnicy otwartego przedsiewzięcia. Aczkolwiek osobiście jestem zniesmaczony.
Może jestem optymistą, ale moim zdaniem warto to potraktować właśnie jako naukę - skoro problem jest dobrze widoczny, a rzeczywiste straty niewielkie, to najlepsze co mogło nas spotkać.
Jako zwolennik wolnego oprogramowania mam oczywiście jasne preferencje, ale nie czuję się zniesmaczony, że ktoś ma opory przed publikacją swojego pożytecznego kodu na wolnej licencji. Różne są powody - np. autor wstydził się tego, co kiedyś zmajstrował w pośpiechu bez świadomości, że ktoś z zewnątrz będzie do tego zaglądał. Nie potrzeba do tego złej woli, ani nawet niezrozumienia otwartości.
Ale to znaczy, że na przyszłość warto od razu uważać i nie dawać się wciągać w prowizorki - chyba, że świadomie wybieramy tymczasowy kompromis.
Czasem to ma dobre skutki - np. kiedyś Linus Torvalds do rozwoju Linuksa używał BitKeepera na dziwnej licencji, co denerwowało część współpracowników i faktycznie skończyło się na tym, że autor BitKeepera "zabrał swoje zabawki", bo miał dosyć wojny podjazdowej. Jednak ten zgniły kompromis spowodował, że Linus mógł dużo sprawniej pracować, a gdy doszło do feralnego momentu już nikt nie miał wątpliwości, że nie ma powrotu do starego, nieefektywnego stylu pracy, więc powstał nowy, już wolny system (git) i teraz jest szybciej, ale bez groźby, że ktoś nagle zabierze sobie kodu infrastruktury, bo coś mu się nie spodoba.
Prywata mode: pozdro dla wszystkich Wikimedian, których niestety dawno nie miałem okazji zobaczyć. =}