Witam,
Jak społeczność zapatruje się na całą sprawę?
Skoro sam zapytałeś...
Po prostu przeproś Czahorka - nawet jeśli przypuszczasz, że masz rację. Celem Wikipedii nie jest bowiem wzmacnianie ego jej administratorów, a budowa społeczności i jej dzieła. Lepiej oddać trochę dumy i buty admina niż stracić dobrego, kompetentnego i zaangażowanego redaktora.
Jeśli nie rozumiesz, czym go uraziłeś, to porozmawiaj z niezaangażowanymi czytelnikami Waszej wymiany zdań. Mam nadzieję, że ja w tak agresywnej formie nie rozmawiam ze swoimi pracownikami, którym nasz pracodawca płaci za pracę i których motywowanie do pracy jest wśród moim podstawowych obowiązków. Zdumiewa mnie, że w takiej formie można komunikować się z kolegami-ochotnikami.
W Twoich wypowiedziach uderza celebrowanie własnej osoby i wygody, przekonanie o swojej nieomylności, a zarazem brak szacunku dla rozmówcy, co prowadzi do skłonności do pogardliwych puczeń.
Już w pierwszej, liczącej ledwie 50 słów wypowiedzi: 1. Nie dajesz oskarżonemu szansy obrony. Oskarżasz i wydajesz wyrok (moim zdaniem nie mając racji, ale to nie ma znaczenia przy rozmowie o formie komunikacji) 2. Obraźliwie odsyłasz do pouczenia. Nie zapraszasz do przemyślenia zasad lub dyskusji o ich stosowaniu w tym wypadku - od razu pouczasz. Ty z definicji nie możesz się mylić, a skoro się akurat w tym wypadku mylisz, to wina zaatakowanego, że sprowokował pana Admina. 3. Nie prosisz autora, aby się upewnił, że nie naruszył praw autorskich - prosisz o poprawę, a więc nie dopuszczasz myśli, że Twoje pobieżna ocena może być pochopna. 4. Nie wystarczy Ci obcesowe obszturchanie w sprawie tego jednego artykułu. W następnym zdaniu przechodzisz od merytorycznej oceny artykułu do klasyfikowania osoby autora jako notorycznego plagiatora. 5. Na koniec wreszcie każesz skopanemu wyznaczyć sobie pokutę, odbyć ją i zameldować kapralowi.
To całe bogactwo myśli zdołałeś zawrzec w pierwszych 50 słowach swojej dyskusji z autorem, który dla Wipipedii był znacznie cenniejszy od Ciebie, z czego jako admin powinieś zdawać sobie sprawę.
Im dalej, tym gorzej. Twoja ofiara próbuje spokojnie, kulturalnie i dowcipnie porozmawiać o istocie sprawy. Na tę niesłychaną bezczelność reagujesz jadąc po bandzie - "muszę przyznać, że zostałem wręcz zalaany twoimi wypowiedziami" i dalej kilka zdań butnych pouczeń o tym, jak rekrut powinien rozmawiać z Panem Zupakiem. To jest najważniejsza sprawa, merytoryczna rozmowa może poczekać. W istocie w całej długiej odpowiedzi w ogóle nie odpowiadasz merytorycznie, a jedynie zastępujesz pouczenia o formie puczeniami o prawach autorskich - moim zdaniem łagodnie mówiąc dyskusyjnymi i nie wiążącymi się z przedmiotem sporu.
W następnym kroku Twoja ofiara robi to, co każdy redaktor zrobić powinien - skoro ktoś ma zastrzeżenia do artykułu, poprawia go i rozwija. Ty jednak nie uważasz za właściwe, by podziękować za tę pracę. Powtarzasz - tym razem w agresywnych i obraźliwych słowach - zarzut ad personam, przy okazji sugerując, że celem pracy redaktorów nie jest dobro projektu, lecz Twój spokój - skoro komuś Ty przykopałeś, to Twoja duma nie może zaznać uszczerbku.
Ostatnia Twoja wypowiedź jest już wręcz kuriozalna: "wydaje mi się, że jestem dość przyjaźnie nastawiony do wikipedystów" (łaskawca!) "moja wypowiedź była nawet sympatyczna" (zaiste) "Jestem otwarty na wikipedystów, ich potrzeby, pytania, prośby o poradę" (grunt to samozadowolenie) "Pracuję jak najlepiej potrafię, w kontaktach z innymi użytkownikami staram się wznieść na wyżyny serdeczności, delikatności, zrozumienia, wyczucia." (koncert samozaspokojenia. Temu poświęcona jest większość długaśnej wypowiedzi. No ale skoro 10 razy powtórzę, że mają mnie kochać, to chyba wszyscy zrozumieją?) "Zapewniam Cię, że moim działaniem nie było wyrządzenie Ci uszczerbku" (skoro tako rzecze Admin, to inaczej być nie mogło) "nasza rozmowa z wtorku okazała się daremna. Wydawało mi się, że zrozumiałeś przedstawiane przeze mnie racje i przyznałeś się do błędu" (a więc cały czas chodziło tylko o to, by sponiewierany przyznał się) "rolą wikipedystów jest wyciąganie informacji z rzetelnych opracowań i ubieranie ich w nowe, należące do nich szatki" (jeśli takiej wizji bronią admini...) "Dlaczego we wtorek nie drążyłeś tematu?" (a w poprzedniej wypowiedzi profesor został sponiewierany za próbę merytorycznej rozmowy!) "niestety, nadal nie rozumiesz, czym jest NPA, a czym nie jest" (oczywiscie admin to rozumie z definicji i nie jego objawień nie wolno kwestionować ani tym bardziej dyskutować z nimi)
Na koniec dopiero w czwartej swojej wypowiedzi, po pięciu dniach polemiki, po zwyczajowej porcji samozachwytów i utyskiwań na niewygody swego losu (ach, ten ślub koleżanki) podejmujesz rozmowę merytoryczną. Mnie ona przekonała co najwyżej do tego, co wiem i bez tego - że prawo autorskie nie jest proste i próby jego prostackiej interpretacji prowadzą do nikąd. Jasne jest, że zupak potrzebuje prostych reguł - ale w prawdziwym życiu stójkowy nie wydaje wyroków, decyzje podejmuje wykształcony sędzia po procesie, w którym strony mogą przedstawić swoje opinie. W debatach naukowych trzeba merytorycznie przekonać większość wątpiących, pokrzykiwanie nie pomaga. Mnie Twoje wnioski, miniwnioski i wnioseczki nie przekonały. Swoją analizę kończysz podsumowaniem błędów rozmówcy zamiast sformułowaniem własnych tez- bo cały czas chodzi Ci tylko o osobiste pozycjonowanie się, Ja albo On.
Zapewne powiesz, że moja analiza również jest jednostronna. Jest. Musi być, by pokazać istotny aspekt dominującej w wikipedii formy komunikowania się.
I to jest szerszy problem całej wikipedii, a nie tylko jednego admina. Ludzie, którzy w projekt wkładają wiele własnej pasji zaczynają się uważać za nieomylnych, niezastąpionych i "lepiej wiedzących". Sądzą, że upoważnia ich to do pouczania i do stawiania własnej wygody i ambicji ponad dobro projektu. Nie dostrzegają, jak ich wypowiedzi są odczytywane. Im więcej współpracowników uda im się w ten sposób zniechęcić, tym bardziej czują się niezastąpieni.
Pozdrawiam
Władek