szwedzki wrote:
Czy zetknąłeś się ze zjawiskiem list roboczych? Ta
lista jest otwarta,
dyskusyjna, lista "admińska" jest zamknięta, robocza. Podobnych list
powinno być więcej, np. dla dużych wikiprojektów, osobna lista techniczna
etc.
Może w odgórnie sterowanych projektach tak, ale ten projekt ma
definicyjnie wpisany publiczny dostęp do wszystkiego. I usiłowałem
powiedzieć, że organizowanie czegokolwiek o zamkniętym dostępie nie jest
naprawą tej sytuacji, tylko wypaczaniem idei, a dodatkowo niesie ze sobą
potencjał destruktywny wobec społeczności, bo w tym momencie wyraźnie
zaznacza się rozziew pomiędzy radosnym stwierdzeniem, że admin ma takie
same prawa, jak inny uczestnik projektu i mało radosną prawdą, że zwykły
uczestnik projektu ma w tym momencie instytucjonalnie ograniczone prawa
dostępu do informacji i przebiegu podejmowania decyzji. I jeszcze z
pewną dozą goryczy dodam, że jeżeli ten zwykły użytkownik zacznie
wskazywać na te rozbieżności, to zaraz ktoś podleci i przylepi mu do
czoła wygodną nalepkę "troll, karmiciel trolli, twórca teorii
spiskowych, frustrat" itp. A pierwszy zarys merytorycznego argumentu,
jaki zauważyłem, to Twój argument. Na tyle maili.
Abstrahując od ideałów, jaką mamy sytuację w społeczności, w zarysie?
Wikipedyści są przeróżni, o przeróżnym potencjale i psychikach i
odporności. Niektórzy reagują za szybko, niektórzy są nieufni, niektórzy
szalenie ambitni, niektórzy o wiele za bardzo pewni siebie. Itd. Z tego
wykrawamy grupkę ludzi, którzy w mniejszych lub większych drgawkach
otrzymali glejt na używanie dodatkowych przycisków. Tutaj automatycznie
następuje pewien odsiew, choć nikt nie powie, mam nadzieję, że jest to
odsiew doskonały -- cały czas są mniejsze lub większe konflikty na linii
admini -- szaraki, czasem rozstrzygane siłowo, i to wcale nie admini
mają w nich zawsze rację -- o to chyba też nikt się nie będzie kłócił.
No i jakoś to sobie idzie, lepiej lub gorzej, bo szaraki zawsze mogą
liczyć na to, że wszystko, co się o nich powie i co im się zrobi jest
rzeczą publiczną, że "nic o nas bez nas" bo zawsze można odwołać się do
głosowania (jakkolwiek głupie by to nie było), a co bardziej krewcy
admini też mają świadomość, że cokolwiek napiszą lub zrobią jest do
sprawdzenia.
I teraz stwórz zamknięte forum dla adminów. I wciąż działania adminów są
do wyśledzenia, owszem. Ale na temat ich motywacji już można zacząć snuć
teorie, i ci co bardziej podejrzliwi i bardziej zaangażowani
emocjonalnie będą je snuli i będą z tego nowe konflikty -- po co dawać
do tego okazję, czy gra jest warta świeczki? Do tego dochodzi proces
decyzyjny, niejawny, ekskluzywny. Do tego dochodzi cała aura tworzona
wokół adminów i do tej aury jak ćmy będą lecieć ludzie, którzy chcą
chociaż tej odrobiny wirtualnej władzy. Już teraz to widać, a przy
nadaniu adminom atrybutów władzy (ten niejawny i ekskluzywny proces
decyzyjny) to tylko przybierze na sile. I znowu powtarzam: po co wtykać
ten kij? Mało jest zadym tak jak jest? Nie będzie ich mniej na pewno, a
atmosfera pójdzie w dół i częściej będziemy widywać rzeczy typu blogu
Kwietnia czy tego ostatniego bełkotu na IM. Czy zwiększenie ilości i
natężenia zadym to dobra cena za ekskluzywną listę roboczą? Nijak tego
nie widzę po prostu. Argument ze strachem wobec odwetu też nie jest
prawdziwy: jak się ktoś boi, to niech poprosi o taką rzecz kogoś, kto
się nie boi.
Pozdro,
Bansp