Oczywiście, język nie może istnieć bez neologizmów - to nie z nimi chcę
walczyć. Świat się zmienia i język musi nadążać za nowymi pojęciami i
potrzebami wyrażania się. Język angielski to trochę inna sprawa - brak
fleksyjności promuje uproszczenia, zmianę kategorii gramatycznych... W
polskim też to się dzieje - dziać się musi (mniej jednak mamy w naszym
języku uzasadnień tego procesu oprócz lenistwa użytkowników). Nie w tym
jednak leży problem.
Nikt mi nie wmówi, że nasza cywilizacja dąży ku lepszemu. Rozkłada się i
śmierdzi, aż w oczy szczypie... I język razem z nią.
Razi mnie chamstwo językowe; przedstawianie tezy, że "język żyje i
rozwija się" bywa niestety na ogół przykrywką dla niedbalstwa i
prostactwa, stanowiąc jego miałkie dla mnie usprawiedliwienie. Podobnie
jak Pinker nie mam nic przeciwko slangowi - lubię go i sama używam,
zwłaszcza gdy mówię. Lubię też skróty, te za które tak objechaliście
Pixela - też. Miejsce tych form nie jest jednak w głównej przestrzeni
artykułów Wikipedii. Nie należy tam również wprowadzać takich form,
które nie są dotąd uznane za poprawne przez słowniki i autorytety
językowe - nie statystyki Google, które biorą pod uwagę wszystkie
wypociny analfabetów w ich blogach na równi z innymi wypowiedziami,
które stanowią jakiś poziom. To jest owszem moje prywatne zdanie, ale
powinno ono być dogmatem dla twórców ENCYKLOPEDII.
Gdyby ktoś po tych tyradach miał mnie za osobę posługującą się
archaizmami i hiperpoprawną polszczyzną na co dzień, byłby w wielkim
błędzie. Myślę, że osoby z tej listy, z którymi koresponduję prywatnie,
mogą to potwierdzić. Encyklopedia pozostaje jednak dla mnie świątynią
języka pielęgnującego standardy polszczyzny. I po moim trupie
prześlizgnie się tam jakieś "tą" zamiast "tę" itd. - chyba że akurat
nie
zauważę, bo nie mogę przeczytać każdego artykułu.
Tacy jak ja nie mają racji, bo stanowią mniejszość. Swoją małą krucjatę
będę jednak kontynuować - nie szukając niczyjej akceptacji. Akceptacja
to ogólnie rzecz biorąc dla moich działań i podejścia do życia rzadkość,
więc nie sprawia mi różnicy kolejny kamień wrzucony do ogródka. ŚWIATA
nie zmienię, ale swój malutki światek mogę.
Chciałabym już ze swej strony zakończyć ten temat - obawiam się, że
zaśmiecam tę listę. Chętnie porozmawiam prywatnie, jeśli ktoś ma ochotę.
Pozdrawiam!
Selena
Bardzo dobrze z idei dostatecznie z wykonania.
Po pierwsze poprawność językowa to obowiązek ale nie powód do poczucia
wyższości.
Po drugie błędne jest założenie "enklawy". Jeżeli dopuszczamy
stosowanie przez siebie różnych standartów językowych, zależnie od
sytuacji, to prędzej czy później ale nastąpi pomieszanie.
Moją ideą jest poprawność językowa w każdej sytuacji, oczywiście na
miarę moich umiejętności. Spowolnienie "niekorzystnych" przemian
językowych jest możliwe tylko poprzez naśladownictwo pozytywnego
przykładu.
Truizmem jest stwierdzenie, że od początku świata, w każdym pokoleniu
część osób ma poczucie zmierzchu cywilizacji. Na szczęście zawsze
większośc jest nastawiona bardziej optymistycznie i nie wymaga dowodu,
że ma rację.
mzopw