Dnia 6 stycznia 2009 10:34 "Michal Rosa" napisał:
2009/1/6 Daniel Koć :
Michal Rosa pisze:
Jestem zbudowany, bo sprawdza się moja teoria, że z czasem, gdy temat
staje się coraz powszechniejszy, mija w mediach fala czystych,
niesprawdzonych idiotyzmów oraz tanich sensacji ("w Wikipedii można
wpisać wulgaryzmy!"), i coraz bardziej można liczyć na rzeczowe
artykuły, gdzie przynajmniej nie ma żenujących błędów i przeinaczeń, a i
można się czegoś syntetycznie i atrakcyjnie dowiedzieć.
No, na przykład tego w jaki sposób na Wiki się robi "OR" tłumacząc
nazwy własne...
Dla jednych "OR", dla drugich rozwiązanie problemu co zrobić z instytucją, która
występuje w polskich tekstach pod różnymi nazwami.
Trzeba było dokonać wyboru i wybraliśmy IMVHO najlepiej.
Przez przypadek okazało się, że najwyraźniej było zapotrzebowanie na jeden standard a
Wikipedia ma dużą siłę normalizacyjną.
Muszę powiedzieć, że miałem z nazwą spory kłopot, postanowiłem jednak nie iść na
łatwiznę.
Wybór nazwy trwał długo, w tej sprawie konsultowałem się z wieloma anglistami i wszyscy
potwierdzili, że jest to najlepsze tłumaczenie.
Nadto taka nazwa _funkcjonowała_ w języku polskim; należało się zdecydować na jedno z
dwóch tłumaczeń (lub ew. oryginał) i wybraliśmy najlepsze.
I prawdę rzekłszy, zmniejszyliśmy bałagan w polskich tekstach o UC i osobiście jestem z
nas dumny.
Tyle co do tego epizodu.
Zaś korzystając z okazji: IMVHO obecny powrót do nazw anglojęzycznych takich instytucji
jak Uniwersytet Stanforda, Harwarda czy Kalifornijski jest przykładem językowego
obskurantyzmu.
Czekam, czy podobnie ochoczo będą pod nazwą oryginalną umieszczane będą instytucje o
nazwie w farsi, pendżabskim albo albańskim.
Prawda jest taka, że wielu wikipedystów uważa znajomość języka angielskiego za rzecz
naturalną. Ba, dochodziło już do absurdów, gdy instytucje azjatyckie itp. były
zamieszczane pod (lepiej lub gorzej) tłumaczonymi nazwami na angielski!
Otóż chciałbym przypomnieć, że:
1) dla wielu Polaków nawet podstawy języka angielskiego są obce - i to jest O.K., to
pl.wiki, nie en.wiki.
2) unikanie tłumaczeń za wszelką cenę to dziecinada. Niestety, wiele osób z nuworyszowskim
zapałem ruguje Jerzego Waszyngtona na rzecz George'a Washingtona, Waszyngton na
Washington, itd. itp.
Nie wiem czego ma to dowieść; że znamy "lyngłydź"?
Dawniej nazwy tłumaczono i odmieniano; do tej pory tak jest w wielu językach i jest to
zupełnie normalne.
Co ważne, nazwa polska może być znacznie więcej mówiąca z powodu:
1) zrozumiałości - uniwersytet stanowy - wiadomo; state university niekoniecznie
2) językowej precyzji: Uniwersytet Stanforda, nie Stanfordzki, bo nazwa pochodzi od
nazwiska; nazwa miasteczka jest wtórna
Nazwa polska jest też wygodniejsza, korzysta z polskiego alfabetu itp.
I co najważniejsze - bardzo, bardzo często już jest.
Rozumiem Michale, że osobom długo żyjącym w środowisku anglojęzycznym trudniej się
przyzwyczaić do tłumaczeń, ale większość osó polskojęzycznych mieszka w Polsce.
Niemniej nie widzę powodu, dlaczego miałbym inaczej traktować uniwersytety od np. miast
czy władców. Nasi historycy nie piszą chyba o Henrych i Elisabethach; mamy też Monachium i
Trewir; skoro więc w masie publikacji jest Uniwersytet Stanforda, to u nas chyba też
mógłby być...
Pozdrawiam i polecam pod rozwagę.
michał "aegis maelstrom" buczyński.