Według mnie naszymi zadaniami marketingowymi są
(kolejność przypadkowa):
1) utrzymanie obecnych redaktorów
wystarczy nie przeszkadzać
2) pozyskiwanie funduszy od sponsorów
marginalne
3) pozyskanie jak największej liczby nowych redaktorów
Już było - z masą marnotrawionej energii, lawiną wpisów w dyskusjach, revertów,
wojen edycyjnych i w konsekwencji, żeby w ogóle jakoś zapanować nad zwaśnionymi
stronami - z kasowaniem połowy zawartości artykułu, żeby nikt nie był
poszkodowany, z opieką nad newbies, która skutkowała klanami znajomków i
podlizywaniem się nowicjuszom, z setkami i tysiacami stron powitań tylko po to,
by nowego wciągnąć do swojego obozu, i zagwarantować sobie dalsze możliwości
pracy, do tego wielu nie wytrzymywało pajdokracji, gdzie z definicji każdy stary
doświadczony wikipedysta był zrównywany w prawach ze szczeniakiem, który
przyszedł na Wikipedię podokazywać, albo ponudzić się... A ile było zapytań "mam
15 lat, co mam zrobić, żeby dostać administratora, bo zasadniczo nic mnie nie
interesuje, a pisanie to robię za karę". Odszdłem z Wikipedii kiedyś na kilka
lata właśnie w szczytowym momencie wspierania nowicjuszy, co to mogli bezkarnie
nie wiem ile wandalizować, a niektórzy starzy wikipedyści i tak roztaczali nad
nimi parasol ochronny jak nad jakimiś niepełnosprawnymi umysłowo i z ADHD. Każda
mniejszość była faworyzowana, a najbardziej ci, którzy nic nie potrafili, oprócz
jednej rzeczy - potrafili klinczować doświadczonych zapracowanych wikipedystów
pod błahymi pretekstami typu - uzasadnij mi w dyskusji w 10 zdaniach i 10
źródłach jakąś drobnostkę, bo ja mam inne zdanie i nie muszę go uzasadniać,
wystarczy że mam widzimisię i za chwilę zgłoszę twój artykuł do skasowania. IMO
jednym z największych szkodników Wikipedii był KPJas, który miał manię zrobienia
z systemu edycji specjalistycznych tekstów, jakim jest Wikipedia - portal
społecznościowy. Dwoma innymi szkodnikami byli admini kończący chyba prawo,
którzy zrobili sobie z Wikipedii aplikację sędziowską, rozpętując kolejne wojny
pod pozorem arbitrażu (w rzeczywistości było to sk...syństwo czystej wody, bo
potrzebowali zwaśnionych stron jako pożywki dla swojej praktyki i takich
zwaśnionych generowali pod pretekstem procedur wyjaśniających). Na szczęście
KPJas wyniósł się na en-wiki. A ja do tej pory po innym sukinsynie, którego
wielu doświadczonych wikipedystów (w rzeczyistości frajerów) traktowało
poważnie, smaruję flamastrem po każdym rocznym kalendarzu... Sam mało nie
dostałem bana od maniaków wolności, gdy jednemu polonusowi, który sadził więcej
ortografów niż wyrazów, zasugerowałem (kulturalnie), że robi fajną robotę, ale
niech pisze na en-wiki. Mało bana nie dostałem. "Jakim prawem Beno wywyższasz
się", "każdy ma prawo pisać, choćby bzdury" itp... Normalnie jak w szkole
z
oddziałami specjalnymi dla niedorowojów.
Twierdzę, że to facebook uratował Wikipedię od zagłady (no i częściowo
NaszaKlasa), bo siedzielibyśmy po uszy w wiadomo jakiej brei. Znaczy nie
siedzilibyśmy, bo większość by odeszła. Wystarczyło jedno świętowanie prima
aprilisa.
Wniosek: Wikipedię dla mas powinna tworzyć elita intelektualna, która w swoim
gronie jest w stanie podjąć każdą rzeczową dyskusję, ale zawsze przegrywa z
nieodpowiedzialną hołotą rozpasaną nadmiarem wolności.
W tej chwili Wikipedia to jest sanatorium dla nerwicowców, ale tylko dlatego, że
NIE mamy zbyt wielu nowych (czytaj: PRZY-PAD-KO-WYCH) autorów. I w tej chwili
praca na Wikipedii to jest głównie poprawianie i sprzątanie.
A promocja, czyli wciąganie nowych na siłę do zabawy w Wikipedię może ją znowu
rozwalić. Nie tędy droga. Idźcie robić marketing na fejsie, a do Wikipedii
wciągajcie znajomych prywatnie, po cichu i po selekcji. Najpierw trzeba
sprawdzić, czy taki ma mózg, potem jeszcze upewnić się, że umie nim ruszać, i
dopiero wtedy go otoczyć prywatną opieką i wprowadzić bez fajerwerków do
mozolnej pracy.
Beno